Opowieść grupowa

... czyli o wszystkim i o niczym ...

Moderatorzy: Konsul, Pretorianin, Moderatorzy Hyde Parku

Awatar użytkownika
Klonus
AO St. Legionista
Posty: 362
Rejestracja: środa, 3 sierpnia 2016, 21:12
Medals: 17
Lokalizacja: Bydgoszcz
Gender:
Status:
Offline

AO Optio Uczestnik zlotów IX Kohorty Mecenas IX Kohorty Brązowy Medal Igrzysk IX Kohorty

Opowieść grupowa

Post autor: Klonus » niedziela, 7 stycznia 2018, 13:52

Czym jest opowieść grupowa i jakie rządzą nią zasady?
Otóż opowieść grupowa to jak sama nazwa wskazuje opowieść pisana w grupie. Technicznie wygląda to tak, że jedna osoba pisze posta z kawałkiem historii, kolejna w odpowiedzi dopisuje ciąg dalszy. Taki storytelling tylko bez Mistrza Gry. Jak to wygląda w praktyce można zobaczyć na http://www.piszmy.pl . W naszym wypadku dobrze by było, by każdy stworzył swoją postać – jest to rozwiązanie prostsze niż ciągnięcie opowieści z jednym głównym bohaterem, do którego wszyscy muszą się dostosować.
Dodatkowo obowiązują zasady (w zasadzie wskazówki):
1. Przede wszystkim mamy przy tym dobrze się bawić – nie psujmy zabawy sobie i innym;
2. Staramy się nie blokować opowieści – jeśli ktoś zostawia cliffhanger-a (możliwość wyboru na sam koniec części) korzystamy z możliwości wpływu na fabułę, nie blokujemy postów, nie boimy się pisać – to tylko zabawa;
3. Piszmy w miarę krótkie posty – czytanie strony czy nawet kilku stron tekstu zniechęca osoby, które chciałyby się przyłączyć;
4. Starajmy się pisać spójnie – jeśli ktoś pisze, że dana postać jest wysokim człowiekiem, nie zmieniajmy go w elfa, tym bardziej krasnoluda;
5. Co nie zapisane to nie ustalone – jeśli czegoś nie wiecie pytajcie (np. na priv, jeśli będzie dużo pytań, stworzę osobny temat), ale z założenia nie wstrzymujcie zabawy, bo być może ktoś miał coś innego na myśli – dostosowanie się do sytuacji też jest częścią tej zabawy;
6. Starajmy się pisać poprawnie – nikt nikogo nie będzie bił linijką po palcach, ale dobrze by było, by tekst był zrozumiały dla czytelnika.
Jeśli nie możesz dołączyć do grupy, pisz wątek poboczny, z czasem jakoś się połączymy.

Jeśli uważasz, że nie umiesz pisać, ta zabawa jest właśnie dla ciebie.

Świat przedstawiony
Opowieść dziać się będzie w typowym świecie fantasy niezwiązanym z żadną grą ani książką. Istnieje magia, istnieją rasy typu elfy/krasnoludy/trolle itd. Całość zaczyna się w królestwie Aredor, dokładniej w stolicy – Fanval. Król owego państwa ma trzech synów (dla opowieści raczej mało znacząca informacja) oraz jedną córkę – Flawię. To wokół niej toczyć się będzie opowieść. Albowiem Flawia - oczko w głowie króla Faemera - zniknęła. Oczywiście sprawa nie może być zbyt prosta – jej zniknięcie musi pozostać w ścisłej tajemnicy – wrogowie króla tylko czekają na takie potknięcie.
Król zatem wzywa swojego przyjaciela z dawnych lat (to moja postać) i prosi by ten odnalazł pociechę. Inni uczestnicy opowieści mogą pomagać mu, przeszkadzać, współzawodniczyć. A jakby ktoś chciał wejść „w skórę” królewny, byłoby w ogóle super.
Tak więc zaczynamy.

Keal Owen wyszedł powoli z komnaty króla. Był skołowany. Myśli kłębiły mu się i gmatwały, a rozum próbował gnać do przodu, choć jeszcze nie wiedział, gdzie ów przód jest. Mężczyzna oparł się czołem o ścianę. Zimno kamiennych bloków miało ostudzić pędzący umysł – słabo pomagało.
Młoda księżniczka Flawia opuściła dwór królewski. Nie uprzedziła, nie wzięła obstawy ani służby, niczego nie wyjaśniła. Zostawiła jedynie karteczkę „Nie martw się ojcze. Dam sobie radę.” Czy jest jakiś tekst, który mógłby bardziej zaniepokoić rodzica? Król Faemer wpadł w szał. Na szczęście słynął ze sztuki szybkiego opamiętania. W końcu nic tak nie pokazuje słabości królestwa jak słabość władcy. A brak możliwości obrony sobie najbliższych to olbrzymia słabość.
I tak właśnie Kael, przyjaciel Feamera z młodzieńczych lat, znalazł się w komnacie władcy. „Znajdź ją i sprowadź. Po cichu.” Tyle. Tylko i aż.
- Wszystko w porządku, panie? – padło zza pleców mężczyzny. To strażnik spod wrót komnaty królewskiej najwidoczniej zaniepokoił się niecodzienną pozą, w jakiej zastygł było niebyło dojrzały już człowiek. Kael machnął mu ręką na znak, że nie potrzebuje pomocy. Obejrzał się w poszukiwaniu pozostawionej tu broni – do komnat władcy nie wolno było jej wnosić. Chwycił krótki miecz pozostawiony na niewielkim stoliczku tu obok i bez słowa ruszył wzdłuż korytarza.
Trzeba znaleźć pannicę.
Ostatnio zmieniony niedziela, 21 stycznia 2018, 14:16 przez Klonus, łącznie zmieniany 1 raz.
"[...]wola naciśnie na Formę, ciało to tylko podła Materia[...]" Jacek Dukaj "Inne pieśni"

Awatar użytkownika
Dequ
Fabri
AO St. Legionista
Posty: 43
Rejestracja: piątek, 17 lipca 2015, 21:54
Medals: 1
Lokalizacja: Szczecin
Gender:
Status:
Offline

AO Optio

Opowieść grupowa

Post autor: Dequ » niedziela, 7 stycznia 2018, 14:54

Podążając korytarzami zamku Kael powoli obmyślał plan działania. W końcu Aredor to ogromna kraina pełna niebezpieczeństw. Spotkanie w pojedynkę wrogo nastawionego trolla to pewna śmierć - pomyślał Kael. Jednakże każda prośba o pomoc może sprawić, iż prawda o zniknięciu księżniczki wyjdzie na jaw. Myśli rycerza skupiały się na poszukiwaniach zaufanego i pewnego pomocnika.
Wtem na dziedzińcu zobaczył on swojego giermka Dekusa (Moja postać). Był to wysoki, spokojny, uczciwy i sumienny chłopaczyna marzący o prawdziwym rycerstwie. Urodził się w biednej farmerskiej rodzinie nieopodal drugiego największego miasta Aredoru - Varon. Co najważniejsze dla Keala, traumatyczne wydarzenia z dzieciństwa sprawiły, że Dekus nigdy nic nie mówi. Nikt do końca nie wie jakie wydarzenie wywołało u młodego chłopaka taki stan, choć plotek i wersji jest wiele. O jednym wiedział każdy. Dekus był szaleńczo zakochany we Flawi. Zdradzała go jego postawa i zachowanie zawsze, gdy w okolicy pojawiała się księżniczka. Pytany o to zwykł się rumienić, odwracać wzrok i udawać zajętego pracą.
"Przygotuj mego konia, sprzęt i prowiant" - stanowczym głosem wydano w jego kierunku rozkaz. Podekscytowanie oraz zdziwienie towarzyszyły Dekusowi. Wszak od dawna nigdzie nie wyruszał. Zwykł zajmować się stajnią oraz pomocą na terenie zamku.
Po dość szybkiej organizacji Kael i Dekus byli gotowi. "Co nas czeka panie, gdzie się udajemy ?" - można było wyczytać z twarzy młodzieńca.
"Dowiesz się wkrótce dzielny chłopce" - rzekł Kael, który w głowie miał już pewien pomysł.
Ostatnio zmieniony niedziela, 21 stycznia 2018, 14:15 przez Dequ, łącznie zmieniany 1 raz.
“So comes snow after fire, and even dragons have their endings.”
- J.R.R. Tolkien (or G.R.R. Martin?)

Awatar użytkownika
Klonus
AO St. Legionista
Posty: 362
Rejestracja: środa, 3 sierpnia 2016, 21:12
Medals: 17
Lokalizacja: Bydgoszcz
Gender:
Status:
Offline

AO Optio Uczestnik zlotów IX Kohorty Mecenas IX Kohorty Brązowy Medal Igrzysk IX Kohorty

Opowieść grupowa

Post autor: Klonus » wtorek, 9 stycznia 2018, 17:53

Keal pozostawił Dekusowi ostatnie przygotowania i sprawdzenie sprzętu. Sam ruszył w miejsce, gdzie miał nadzieję poznać jeśli nie cel, to choć kierunek ich poszukiwań.
Drzwi buduaru księżniczki rozwarły się ze spodziewaną lekkością. W końcu żaden mężczyzna zwykle nie miał do tych pomieszczeń dostępu. Nie należało więc oczekiwać ciężkich drzwi na nienaoliwionych zawiasach. Tym bardziej Kael cieszył się w duchu. Dźwięk piszczących drzwi mógłby sprowadzić tu niepożądanego widza.
Przeszedł po buduaru. Nie wyglądał jakby został opuszczony w pośpiechu pośpiechu. Rzeczy i przybory, jakimi z pewnością zwykła posługiwać się księżniczka leżały poukładane. Listy do kobiet, z którymi korespondowała, wciąż leżały na toaletce czekając na gońców. Kael otworzył każdy z nich i zlustrował zawartość, po czym zamknął w taki sposób by na pieczęci nie pozostawić śladu ingerencji.
Kurtuazyjna wymiana zdać z hrabinami Grafią i Cytią ze Wschodnich Rubieży. Wyrazy radości z nadchodzących zaślubin księżniczki Desmonii ze południowego portu Karendat. Plotki na temat Wędrownego Cyrku Greet z księżniczką Gladią z północnego Heren. Wspomnienia z ostatniego balu przesyłane nieobecnej baronównie Nadde z położonego na południowym zachodzie Faars. Nic nadzwyczajnego.
Dalsze oględziny pokoju upewniły Kaela, że niewiele tu znajdzie. Stanął na środku pokoju i zaczął rozmyślać. Był gotów do drogi, ale jeśli wyruszy w złą stronę oddali się od celu zamiast przybliżyć. Mógł popytać w mieście, ale przecież księżniczka nie zatrzymałaby się ledwo ruszywszy w drogę. Do tego upadła by cała tajemnica jego misji.
Coś nie pasowało mu w widoku, na jaki akurat patrzył. Nie to, by skupiał się na patrzeniu na cokolwiek, niemniej jakaś natrętna myśl przebijała się do jego świadomości.
Cały trotuar utrzymany był w idealnym porządku, jednak w kominku widać było, poza balami nadpalonych drew, popiół. Podszedł do paleniska. W kominku ktoś najwidoczniej coś spalił. Nic wielkiego, może kartka papieru. Może list.
Kael przesunął ręką nad popiołem i wypowiedział magiczną formułę. Sztuczka niewielu znana i rzadko używana dała oczekiwany rezultat. w powietrzy tuż nad popiołem zalśniły ogniste litery: "Podąża do ciebie. Uciekaj. Gladia"
Kael podniósł się na nogi, a ogniste litery rozpłynęły się w nicość. Może nie wiedział, dokąd udała się księżniczka, ale dowiedział się, gdzie na pewno nie pojechała. I że musi się spieszyć.
Ostatnio zmieniony niedziela, 21 stycznia 2018, 14:17 przez Klonus, łącznie zmieniany 1 raz.
"[...]wola naciśnie na Formę, ciało to tylko podła Materia[...]" Jacek Dukaj "Inne pieśni"

Awatar użytkownika
Zbigniew
Co-OP Legionista
Posty: 102
Rejestracja: środa, 3 sierpnia 2016, 15:09
Medals: 14
Gender:
Status:
Offline

AO Optio Uczestnik zlotów IX Kohorty Mecenas IX Kohorty Złoty Medal Igrzysk IX Kohorty

Re: Opowieść grupowa

Post autor: Zbigniew » wtorek, 9 stycznia 2018, 20:17

Widok w zaułku nie nastrajał do żadnych pozytywnych myśli jednak Yahel (moja postać) widział taką scenę nie po raz pierwszy i był pewien że widzi taką ohydną zbrodnie nie po raz ostatni, westchnął i odwrócił głowę do młodego gwardzisty pytając:
-Kiedy znaleziono zwłoki i kto je znalazł?
-Z samego rana panie, a znalazł je przechodzący tędy pomocnik z browaru - Młodzieniec był blady i wyraźnie przerażony perspektywą spędzenia w tym zaułku choćby chwili dłużej.
-Czy przeszukano tego człowieka? - Yahel wiedział że sam widok miejsca zbrodni zniechęcał do obrabowania zwłok czy nawet bliższych oględzin lecz znając zwyczaje tutejszych ludzi wolał się upewnić, albowiem portowe miasta nie słynęły bynajmniej z uczciwych obywateli.
- Tak panie nie miał przy sobie nic wartego uwagi - odparł służbiście strażnik.
- Dobrze możesz wrócić do swoich obowiązków, wpierw jednak zgłoś zajście do namiestnika i każ uprzątnąć ten bałagan - zlitował się nad gwardzistą którego skóra zaczęła nabierać jeszcze bledszego koloru niż wcześniej co zdawało się niemożliwe.
-Tak jest mścicielu - Yahel nigdy nie lubił tego określenia bowiem wydawało mu się prostackie i niewiele miało wspólnego z większością pracy jakiej wykonywał, wolał już być nazywany sędzią jak również nazywano ludzi takich jak on, spędził bowiem całe dzieciństwo i część dorosłego życia na wyspach Tarpy słynącej z szkolenia ludzi zwanych "mścicielami z Tarpy" którzy zajmowali się najczęściej rozstrzyganiem spraw z którymi nie radziły sobie służby królów oraz ściganiem ludzi za którymi dane królestwa wystawiały listy gończe lecz egzekucją tych ludzi zajmowało się bardzo niewielu mścicieli a właśnie od tego zajęcia ich organizacja wzięła swoją nazwę. To była jedna z tych "spraw" które monarchowie tak chętnie powierzali jego współbraciom, brutalne zabójstwa na terenie królestwa Aredoru które próbował bezskutecznie rozwiązać od ponad 2 lat. Sprawa była skomplikowana bowiem sprawca tych zbrodni jeszcze ani razu nie pozostawił żadnego śladu mogącego przybliżyć Yahela do rozwiązania sprawy, jedynym co sprawca zostawiał po sobie była informacja gdzie nastąpi następne zabójstwo, następnym celem miała być stolica - tam gdzie te dziwne zabójstwa się zaczęły.
Po kilku minutach Yahel już opuszczał Varon pędząc na wierzchowcu kuriera z królewskiej służby bowiem tylko taki koń był w stanie dowieść go do stolicy w ciągu 2 dni. Zapowiedziane morderstwa zawszę następowały 3 dni po poprzednim morderstwie i nigdy nie zdarzyło się aby następny cel był możliwy do osiągnięcia w tak krótkim czasie przy użyciu dostępnych środków lokomocji. Yahel w końcu miał szansę na złapanie tajemniczego mordercy i nie zamierzał jej zaprzepaścić przez nadszarpnięte fundusze przez 2 lata ciągłej pogoni i bez żadnego wynagrodzenia bowiem najważniejszą z zasad mścicieli było wywiązanie się z umowy lub śmierć próbując co uniemożliwiało porzucenie zlecenia za które płacono dopiero po wykonaniu zadania.

Awatar użytkownika
Klonus
AO St. Legionista
Posty: 362
Rejestracja: środa, 3 sierpnia 2016, 21:12
Medals: 17
Lokalizacja: Bydgoszcz
Gender:
Status:
Offline

AO Optio Uczestnik zlotów IX Kohorty Mecenas IX Kohorty Brązowy Medal Igrzysk IX Kohorty

Opowieść grupowa

Post autor: Klonus » sobota, 13 stycznia 2018, 10:19

Południowa brama Fanval była jedną z trzech bram stolicy. Pozostałe wychodziły na północ i północny zachód. Wydawało się zatem, że osoba, która ucieka przed zagrożeniem z północy, musiała tędy przejechać. Musi też to zrobić każdy próbujący tą osobę dogonić. Tymczasem przy bramie powstał zator. Jeden z żołdaków pilnujących bramy przeszukiwał wóz, co spowodowało, że wszystkie wozy próbujące opuścić miasto stanęły. Kolejny strażnik przepuszczał pieszych i jeźdźców, którzy zdołali przecisnąć się między stojącymi zaprzęgami. Gdy Keal z Dekusem mijali straż padło ostrze:
- A wy dokąd?
Kaela nieco zdziwiło, że zatrzymano jego, gdy wielu podróżnych spokojnie przechodziło bramą.
- Do twojego dowódcy - odciął się sucho.
Spod muru wstał ociężale stary wojak w zbroi strażnika i podszedł.
- Ja tu dowodzę - powiedział spokojnym tonem - Wyższej szarży tu nie ujrzycie. Kim jesteście, panie?
Dopiero teraz Kael zorientował się, że ma podniesiony kołnierz swego podróżnego płaszcza. Nic by w tym dziwnego nie było, gdyby padał deszcz lub była zatwierucha, ale w dzień taki jak dziś robił tak tylko ktoś, kto nie chciał pokazywać twarzy. Kael z przyzwyczajenia nie chciał. A strażnicy widocznie kogoś szukali. Rozpiął i opuścił kołnierz.
- A to wy, panie - rzekł dowódca straży. Kaela zaniepokoiło, że jest tak rozpoznawalny. Gdy jednak zwrócił uwagę na to, że żołdak nie przeszedł do pozycji zasadniczej i dość swobodnie odniósł się do szlachcica, doszedł do wniosku, że kiedyś musieli współpracować. Kael nie pamiętał wszystkich osób, z którymi skrzyżowały się jego drogi, ale po pewnych zachowaniach mógł ocenić, jak dobrze się znali i jak im się współpracowało. Z tym tu współpraca musiała się układać naprawdę nieźle.
- Czego wam trzeba, panie? - dorzucił dowódca.
- Przejeżdżał dziś ktoś z wysokich rodów?
- Na mojej zmianie nie. Być może w nocy. Na psiej zmianie chłopcy nie zwracają większej uwagi, a i po niej nie są zbyt rozmowni. Niestety nie pomogę.
- Dziękuję i tak - Kael spiął konia i ruszył przez bramę.
Ostatnio zmieniony niedziela, 21 stycznia 2018, 14:17 przez Klonus, łącznie zmieniany 1 raz.
"[...]wola naciśnie na Formę, ciało to tylko podła Materia[...]" Jacek Dukaj "Inne pieśni"

Awatar użytkownika
Dequ
Fabri
AO St. Legionista
Posty: 43
Rejestracja: piątek, 17 lipca 2015, 21:54
Medals: 1
Lokalizacja: Szczecin
Gender:
Status:
Offline

AO Optio

Opowieść grupowa

Post autor: Dequ » sobota, 13 stycznia 2018, 13:47

Ciepłota, unosząca się w powietrzu spora ilość pary wodnej, stuk żelaza, hałas oraz dużo piwa - mijał kolejny dzień w nadwornej kuźni krasnoluda Grimona. Wąsaty o niesamowitej sile krasnolud wykonywał kolejne zlecenia. Jego zakład znany był na cały Aredor, toteż pracy miał nie mało. Informacje o kolejnym zabójstwie w Varon rozeszły się dość szybko. Przerażeni ludzie masowo zamawiali i kupowali broń. Nikt po zmroku nie wybierał się bez choćby niewielkiego sztyletu.
Do kuźni wszedł Dekus.
- "Co cię sprowadza ?" mruknął pod wąsem Grimon. Choć był osobą przemiłą, barwa jego głosu nie jednego przyprawiała o ciarki. Młodzieniec pierw wskazał w kierunku bramy wyjazdowej a następnie na zaplecze.
- "Ah Kael znowu czegoś zapomniał" uśmiał się kranolud wychylając kolejny kufel piwa. "Śmiało, idź weź co Ci potrzebne" rzekł po dość intensywnym beknięciu kowal.
Pośpiesznym krokiem Dekus udał się w stronę zaplecza. Uchylił delikatnie masywne, głośno skrzypiące drzwi. Panował lekki mrok, jedynie stojąca w kącie świeca dawała blask pozwalający rozpoznać kształty znajdujących się tam rzeczy. Poszukiwania tarczy rozpoczęły się. Wytyczne jakie dostał od Kaela zdały się nie co utrudniać zadanie. Tarcza miała być lekka ale wytrzymała, sporych rozmiarów lecz wygodna, kształtu jako to rzekł rycerz - Ni to koło, ni to kwadrat.
Dekus intesywnie prowadził poszukiwania, gdy nagle podmuch zimnego powietrza trzasnął drzwiami. Dająca jedynie źródło światła świeca zgasła. Zapanowała ciemność. Młodzieniec odnosił wrażenie, że nie jest sam. Podmuchy zimnego,mrocznego powietrza zdawały się poruszać w dość nietypowy sposób. Co kilka sekund uderzały w drzwi po czym wracały w kierunku Dekusa. Trwało to kilka chwil, jednakże było nadzwyczaj regularne i systematyczne. Nagle podmuchy ustały, zgaszona uprzednio świeca zaczęła płonąć, zaś drzwi samoistnie uchyliły się do pozycji takiej w jakiej były zostawione. Wszystko wyglądało normalnie jednak jedna rzecz zaintrygowała przestraszonego giermka -zapach. Powietrze pachniało mieszanką lawendy i konwalii.
"Księżniczka Flawia?" - była pierwszą myślą Dekusa.
Doskonale znał on zapach perfum używanych przez księżniczkę. Nerwowo zaczął się rozglądać po każdym zakamarku zaplecza. Nikogo oprócz niego nie było. Ciszę i mrok przerwał głos Kaela - " Ileż można na Ciebie czekać ! Znalazłeś tą tarczę ?".
Młodzieniec odwrócił się sprawiając, że doskonale wie gdzie ona jest. Przeszedł kilka kroków, odsunął stertę zniszczonych mieczy i wyciągnął opisaną przez Kaela tarczę. Zadowolony rycerz poklepał po głowie swojego pomocnika i udali się w kierunku swoich koni. Minęli południową bramę i ruszyli w kierunku lasu. Chwilę po opuszczeniu murów zobaczyli z naprzeciwka pędzącą w kłębach piasku postać na kurierskim wierzchowcu.
Kael i Yahel wymienili się spojrzeniami.
Ostatnio zmieniony niedziela, 21 stycznia 2018, 14:15 przez Dequ, łącznie zmieniany 2 razy.
“So comes snow after fire, and even dragons have their endings.”
- J.R.R. Tolkien (or G.R.R. Martin?)

Awatar użytkownika
Jaroczaro
Pretorianin
Co-OP Optio
Posty: 911
Rejestracja: niedziela, 3 stycznia 2016, 12:56
Medals: 15
Gender:
Status:
Offline

RO Optio Uczestnik zlotów IX Kohorty Mecenas IX Kohorty

Re: Opowieść grupowa

Post autor: Jaroczaro » sobota, 13 stycznia 2018, 16:33

Nekromancja jako jeden z głównych przedmiotów Czarnej Magii o dziwo swoje korzenie ma w magii natury stworzonej i kultywowanej przez druidów. Opiera się na niemal tych samych założeniach z jedną istotną różnicą, magia natury posiada dwa ograniczenia, które Nekromancja odrzuca.
Pierwsze ograniczenie wynika z podstawowego i najważniejszego dogmatu magii natury, który jest głównym powodem krótkowzroczności druidów. Dogmat głosi, że bezwzględnie zabroniona jest próba oddziaływania na istotę życia w sposób bezpośredni i niezgodny z jego "naturalnym biegiem". Dopuszczalne jest jedynie wspomaganie życia poprzez nakierowanie go na jego naturalną ścieżkę, gdy pod wpływem sił trzecich zostanie z niej zwiedzione. Magia natury przestaje być dopuszczalna gdy istota zostanie przeniesiona do "innego naczynia" innymi słowy mówiąc zginie, uważając to zdarzenie za koniec tego istnienia w obecnej postaci. Tym samym przestaje je postrzegać jako to samo indywiduum. Można powiedzieć, że dogmat ten jest odgórną albo prawą granicą magii natury.
Kolejne ograniczenie jest naturalną konsekwencją pierwszego. Z faktu, iż druidzi nie dopuszczają możliwości przeniesienia istoty w inne naczynie gdzie jest dalej tą samą istotą wynika, że istota powstała w tym konkretnym naczyniu i nie mogła istnieć wcześniej. Aby lepiej zrozumieć zagadnienie rozważmy sposób postrzegania przez druidów otaczającego ich świata.
Świat w oczach druidów składa się z dwóch sfer ożywionej oraz nieożywionej. Zgodnie z nauką druidów szacunek, należy się wszystkiemu co nas otacza jednak można zauważyć, że dla druidów sfera ożywiona stoi zdecydowanie wyżej w hierarchii niż sfera nieożywiona. Pomimo, że druidzi postrzegają świat jako jeden ekosystem to w momencie śmierci życie przestaje dla nich istnieć w sferze ożywionej dlatego nie jest dopuszczalne a nawet możliwe w rozważaniach teoretycznych wskrzeszenie. Jest to drugie ograniczeni (zwane też dolnym lub lewym) magii natury, które Nekromancja odrzuca. Z tego powodu wynika prosty acz bardzo ważny wniosek: pomimo iż Nekromancja wywodzi się z magii natury to tak naprawdę magia natury jest mniejszą częścią Nekromancji.
...
Podczas gdy druidzi szanując naturalną kolej rzeczy ograniczają magię natury do jednego wcielenia postrzegając życie w świecie niczym zbiór pociętych pasków różnej wielkości i koloru, nekromanci patrzą na zagadnienie szerzej uważając życia (indywidua) za zbiór strumieni przepływających przez nasz świat. Niczym wątek w osnowie na przemian wynurzający się na światło dzienne i niknący pod powierzchnią naszego poznania. Każde indywiduum posiada własny strumień. Pogląd ten doprowadził do podziału Nekromancji na dwie główne części; PreNekromancji (odtworzenia) czyli poruszania się przeciwnie do nurtu strumienia, do której należą między innymi Przyzwanie, Wskrzeszenie i Animacja oraz PostNekromancji (stworzenia) czyli poruszanie się zgodnie z biegiem strumienia, do której można zaliczyć np. Kontrolę Umysłu. Najnowsze odkrycia donoszą, że istnieje możliwość na skrzyżowanie się dwóch strumieni jednak to zjawisko jest jeszcze zbyt słabo zbadane by móc je uznać za odrębną dziedzinę.


Ze zbioru ksiąg zakazanych "Rozprawka o wyższości nekromancji nad magią natury" autorstwa Elfa Dunadana (dawniej Dunadriela) pierwszego wyklętego druida



W grobowcu panował półmrok, delikatne promienie zachodzącego słońca wdzierały się przez nadgryzione zębem czasu zadaszenie. Z powodu licznych wyłomów w murach grobowca w powietrzu unosił się osobliwy zapach. Woń purpurowych kordylli zasadzonych w otaczającym grobowiec, królewskim ogrodzie, wymieszana z typową dla takiego miejsca stęchłą pleśnią. Przez jedną z dziur w ścianie, ponad równo przystrzyżonym żywopłotem widać było białe mury strzelistej zachodniej wieży pałacu okraszone złotem zachodzącego słońca. Na czubku wierzy, podobnie jak na czterech pozostałych, lekko powiewało godło Aredoru przedstawiające na zielonym tle, skrzyżowane; elficki miecz, krasnoludzki topór i ludzki samopał jako symbol zawartego niegdyś przymierza, na którym zostało zbudowane Królestwo Aredoru.

Smukła sylwetka młodego mężczyzny (moja postać) w dziwnym kolorowym odzieniu, które dzwoniło przy każdym ruchu, krzątała się wokół małego żeliwnego naczynia. Szepcząc w złości pod nosem.
-A niech to! Karzą mi relacjonować co robi księżniczka jakby to miało jakiekolwiek znaczenie. Przecież wciąż jest tyle pracy do zrobienia a ja odkąd zostałem błaznem mam jeszcze mniej czasu. Co Bractwo może chcieć od tej durnej dziewuchy?
Nagle go olśniło
-Przecież to oczywiste- uderzył otwartą dłonią w czoło.
-Promowanie czarnej magii nie można rozpocząć od tak na ulicy. Za samo posiadanie jednej z moich ksiąg zostałbym obdarty ze skóry a każdy pomniejszy rangą sługa, który miał czelność spojrzeć mi w oczy zostałby spalony żywcem na stosie. Trzeba najpierw przekonać kogoś wpływowego w Królestwie kto ma otwarty umysł i nie jest jeszcze skażony starczym uporem ani ludowymi zabobonami. Jeżeli uda się przekonać księżniczkę o tym ile czarna magia może nam wszystkim przynieść pożytku to córcia w mig przekona o tym tatusia i w końcu będziemy mogli zacząć działać bardziej otwarcie.
Młodzieniec jeszcze raz przeleciał oczami kartkę z wiadomością.
"Dziewczyna uciekła z pałacu zaraz po otrzymaniu ostatniej korespondencji. Oficjalnie nie zostało to jeszcze ogłoszone bo król ma nadzieję ją szybko sprowadzić z pomocą swojego przyjaciela Kaela, który wraz ze swoim giermkiem podążył na południe jej śladem dzień później. Co było w korespondencji nie wiem ale listy przyszły od: Hrabin Gafii i Cytii, księżniczki Desmonii i dwa osobne listy od księżniczki Gladii co dziwne drugi list nie posiadał nadawcy ani pieczęci ale papier i charakter pisma był identyczny"
- Eh im szybciej się z tym uporam tym lepiej. Zwinął kartkę i wsadził do małego skórzanego mieszka.
- Dobrze sprawdźmy wszystko jeszcze raz żeby nie było znowu jak ostatnio. - Powiedział gładząc palcami czerwony nos w miejscu ukąszenia.
- Zgodnie z zapiskami, Animacja jest w tej samej dziedzinie co Przyzwanie dlatego należy zachować szczególną ostrożność. O ile Animacja była traktowana bardziej jak sztuczka niż magia o tyle Przyzwanie to już magia w pełnej krasie, z którą nie ma żartów.
Wrzucając po kolei składniki do naczynia mruczał;
- pióro latającego stworzenia jest, zwierzęca kość... hmm- rozejrzał się dookoła i zatrzymał wzrok na mogile - chyba nie zaszkodzi - jest, sierść jest, świeże mleko jest, okruch szmaragdu jest. Jeszcze kilka kropel krwi i pora na inkantację.
Młodzieniec zwrócił się do małego podestu i przewrócił stronę sporej księgi oprawionej w czarną skórę z krwistoczerwonym napisem wytłoczonym na okładce "Podstawy Nekromancji część 2 - Animacja" autor Cohen Okrutnik.
Zamknąwszy oczy postać spuściła powoli głowę i rozpostarła ramiona nad naczyniem. Po chwili zewsząd rozległ się dudniący gardłowym głos
- Mur...am...amum powietrze zamarło w bezruchu a płomień świec obok podestu wystrzelił w gorę rozświetlając grobowiec jaskrawozielonym światłem. Postać powtórzyła tym razem głośniej aż drobne kamienie na ziemi zaczęły wibrować a ze ścian zaczął sypać się pył.
- MUR dzyń AM dzyń AMUM dzyń dzyń
Mężczyzna otworzył oczy, zacisnął wargi i wciągnął powietrze nosem po czym wypuścił i wznowił.
- MUR dzyń dzyń ... ku*wa! - energicznym ruchem cisnął czapką błazna w kąt grobowca zamknął oczy i wrócił do inkantacji.
Zawartość naczynia zaczęłą się topić w spójną masę i bulgotać podczas gdy postać powtarzała słowa zaklęcia.
- MURR...AMM...AMUMM głos brzmiał teraz jakby pochodził nie od jednej a od kilku osób na raz. Na jednej ze ścian urósł dziwny cień, który nie mógł pochodzić od żadnego z przedmiotów w pomieszczeniu i po chwili zniknął w naczyniu.
Zawartość naczynia przybrała jednolity czarny kolor i zastygła w kształcie galaretowatej kuli. Świece zgasły.
Błazen otworzył jedno oko i zlustrował pomieszczenie w oczekiwaniu czy coś jeszcze się nie wydarzy. Wtem kamienna płyta mogiły za jego plecami pękła a on podskoczył tak wysoko, że walnął głową w drewnianą belkę zadaszenia. Pocierając czoło spojrzał na naczynie. Powierzchnia kuli zaczęła się ruszać i po chwili wykluł się z niej mały uroczy nietoperz o kruczoczarnej sierści z małą rudą czupryną pomiędzy szpiczastymi uszami, który przyglądał się teraz z zaciekawieniem mężczyźnie wielkimi zielonymi ślepiami.
- Ha! Wyszło lepiej niż się spodziewałem. I tym razem żadnych niespodzianek. Jesteś taki fajny, że chętnie bym cię zatrzymał. Szkoda, że rozpadniesz się zaraz po doręczeniu wiadomości.
Nietoperz otworzył szerzej oczy i pisknął przeraźliwie.
Mężczyzna zadowolony z siebie oparł się o mogiłę złożonego tu Henryka II, którego z powodu pewnej bardzo charakterystycznej cechy fizjonomii zwano także fałszywym.
Nietoperz ukłonił się dwornym gestem co wprawiło mężczyznę w lekkie zdumienie i odleciał z wiadomością.
-A teraz czas na mnie. nie mogę się spóźnić na uroczystą kolację. Ostatni błazen, który zrobił taki numer gościom króla do tej pory siedzi w lochu.

Awatar użytkownika
Zbigniew
Co-OP Legionista
Posty: 102
Rejestracja: środa, 3 sierpnia 2016, 15:09
Medals: 14
Gender:
Status:
Offline

AO Optio Uczestnik zlotów IX Kohorty Mecenas IX Kohorty Złoty Medal Igrzysk IX Kohorty

Opowieść grupowa

Post autor: Zbigniew » niedziela, 14 stycznia 2018, 17:26

Yahel był na granicy wytrzymałości, podróż z Varon do stolicy zajeła prawie 3 dni, kiedy dotarł do południowej bramy słońce chyliło się ku zachodowi, co ciekawe minął się z człowiekim o którym wiedział że jest bliskim przyjacielem króla a mianowicie Kaelem Owenem, błysk w oku rycerza powiedział mu że nie tylko on wie z kim ma do czynienia lecz nie miał czasu by przyjrzeć się tej sprawie dłużej bowiem wiedział że pojawienie się tego człowieka w stolicy zwiastuje kłopoty dla króla bowiem człowiek ten zjawiał się zawsze gdy król był w potrzebie.
-Zajmę się tym, gdy uporam się z tym mordercą- pomyślał Yahel już w stajni oddając konia w opiekę stajennemu.
Zmierzał do pałacu króla albowiem zwyczaj nakazywał by zdał raport z zadania królowi przy każdej wizycie w stolicy, strażnicy przepuszczali go bez zbędnych pytań, zawieszony na szyi przed wejściem w obręb murów miasta żelazny naszyjnik z wizerunkiem wagi z sztyletem na jednym z ramion i piórem na drugim symbolizował jego przynależność do organizacji i zatrzymać mogło go tylko nieliczne grono osób. Gdy wchodził po schodach poczuł moc, a raczej jej echo jak nazywał reakcję jego ciała na używanie magi w pobliżu, sam nie był obdarzony talentem magicznym lecz trening na wyspie i zmiany jakim poddawano młodych adeptów jego cechu pozwalały mu na wyczuwanie magi i rozpoznawanie jej rodzaju. Wyraźnie poczuł nekromancję w obrębie pałacu, skrzywił się i zaczął wspinać się po schodach, w końcu to co robili nadworni magowie króla nie było jego sprawą, lecz po pladze nieumarłych na północy wiele lat temu dziwił się królowi że pozwala na takie praktyki, co prawda magia której był pośrednim świadkiem była naprawdę słaba lecz dalej była nekromancją, zakazaną w krainach północy pod groźbą śmierci w rękach kata. Pod salą przyjęć króla został zatrzymany i skontrolowany przez kapitana gwardii a po krótkiej przerwie stanął przed obliczem króla.
-Wasza wysokość- wypowiedział wykonując pełny ukłon.
-Po wieściach jakie doszły do mnie niedawno wnioskuję że sprawa morderstw badanych przez ciebie dalej jest nie rozwiązana- stwierdził król bez zbędnych wstępów co sygnalizowało niewątpliwie że pobyt Kaela w mieście jest uzasadniony i król ma na głowie jakiś problem.
-Z przykrością stwierdzam że Wasza Wysokość ma rację- nie miał ochoty na tę rozmowę mając w myśli to że pozostało mu tylko kilka godzin by dopaść sprawcę i nim król odpowiedział powiedział:
-Mój pobyt w stolicy nie jest przypadkiem Wasza Wysokość i mam podstawy do stwierdzenia że kolejne morderstwo zostanie popełnione w stolicy- powiedział i miał nadzieję że król zrozumie ukrytą przesłankę w jego słowach.
-Dobrze możesz odejść, lecz pojaw się tu jutro i zdaj pełen, miejmy nadzieje raport z sprawy- król nie był osobą mnożącą problemy a zatroskana mina powiedziała mścicielowi że audiencja dobiegła końca.
Wychodząc z pałacu znowu poczuł echo zaklęcia, lecz tym razem o wiele potężniejsze od poprzedniego, siła zaklęcia była na tyle potężna że nie sposób było rozróżnić delikatnej różnicy pomiędzy rodzajami magii.
-Zabawę czas zacząć- wycedził Yahel a jego twarz zmieniła rysy na dzikie bliskie zwierzęcym,młody strażnik do którego podszedł i który był świadkiem dziwnego zachowania mściciela widząc jego twarz pobladł.
-Pożycz mi swój sztylet chłopcze- powiedział ochrypłym, jakby zwierzęcym głosem sędzia, przerażony młodzieniec drżącą dłonią podał sztylet, i już wiedział że dzisiejszej nocy nie przyjdzie mu zmrużyć oka.
Ostatnią rzeczą jaką usłyszał strażnik był chrapliwy śmiech mściciela zwiastujący zbliżającą się potyczkę pomiędzy dwoma potworami.

Awatar użytkownika
Dequ
Fabri
AO St. Legionista
Posty: 43
Rejestracja: piątek, 17 lipca 2015, 21:54
Medals: 1
Lokalizacja: Szczecin
Gender:
Status:
Offline

AO Optio

Opowieść grupowa

Post autor: Dequ » wtorek, 16 stycznia 2018, 16:27

Król Faemer nerwowo chodził po swej komnacie. Wizyta Yahela pogrążyła go w smutku i niepokoju. Zniknięcie księżniczki, morderstwa, szersze grono praktykujące czarną magię. " To zbyt wiele jak na jednego króla" - pomyślał. Podszedł do znajdującego się w rogu komnaty stoliczka, na którym znajdował się jego ulubiony kielich. Sprawnym choć drżącym ruchem dłoni uzupełnił go winem. Zasiadł na swym tronie i popijając trunek zadumał się. Chwilę te przerwał posłaniec mający dla króla ważny list. Pieczęć korespondencji przedstawiała elficki miecz. Wiadomym było kto jest jego nadawcą. Władca pośpiesznie rozpieczętował go i rozpoczął czytanie:
Drogi przyjacielu Faemerze.

Pragnę poinformować, że niedługo wraz z mym synem Aranelem złożymy wizytę w stolicy.
Niech będzie to przykład naszej przyjaźni i symbol przymierza naszych rodów.
Mam nadzieję, że zostało trochę waszego wspaniałego wina dla gości z odległej krainy.

Do zobaczenia.
Evranin - najwyższy elf rodu Tameriel.
" Cholera !" - wrzasnął król rzucając pół-pełny kielich o ścianę. Złość króla była usprawiedliwiona. Wszak Aranel był jednym z kandydatów mających poślubić księżniczkę Flawię. Rasowo mieszane małżeństwa nie były niczym nadzwyczajnym w świecie Aredoru. To one utrzymywały sojusznicze stosunki dzięki, którym od pokoleń panował pokój.
"Nie dobrze, nie dobrze, nie dobrze ..." - powtarzał wciąż Faemer, który zrobił już niezliczoną ilość kroków w swej komnacie.
Musiał on jak najszybciej coś wymyślić. Nieobecność księżniczki podczas wizyty tak ważnej osobistości może przysporzyć nie lada kłopotu. W końcu na szali stoi pokój w całym królestwie.
" Czyżby za mojego panowania miały nadejść mroczne dni dla Aredoru ? " - pomyślał król rozglądający się po komnacie w poszukiwaniu pióra i papieru. Po chwili poszukiwań, zamaszystym ruchem ręki zrzucił wszystko co znajdowało się na stole i pośpiesznym ruchem zaczął coś pisać. Sprawnie zapakował list i zapieczętował go. Czynność tą powtórzył kilkakrotnie po czym wezwał swojego najlepszego posłańca.
" Przekaż te listy każdemu władcy większego miasta jak najszybciej. Weź najszybszego konia, wybierz najlepszą drogę, nie zważaj na pogodę, niebezpieczeństwa, przeszkody. Pędź przed siebie, nie odwracaj się i nie zatrzymuj " - rzekł król tak, że jego podwładny od razu domyślił się jak ważne i istotne dla króla zadanie mu przydzielono. Posłaniec bez chwili wahania wziął list i zaczął pędzić w stronę stajni.
Ostatnio zmieniony niedziela, 21 stycznia 2018, 14:15 przez Dequ, łącznie zmieniany 1 raz.
“So comes snow after fire, and even dragons have their endings.”
- J.R.R. Tolkien (or G.R.R. Martin?)

Awatar użytkownika
Klonus
AO St. Legionista
Posty: 362
Rejestracja: środa, 3 sierpnia 2016, 21:12
Medals: 17
Lokalizacja: Bydgoszcz
Gender:
Status:
Offline

AO Optio Uczestnik zlotów IX Kohorty Mecenas IX Kohorty Brązowy Medal Igrzysk IX Kohorty

Opowieść grupowa

Post autor: Klonus » sobota, 20 stycznia 2018, 16:06

Kael próbował skupić się na zadaniu, ale spokoju nie dawał mu minięty w bramie Fanval mściciel. Co prawda nie znał go, ale bezbłędnie potrafił rozpoznać adeptów z Tarpy. Wielu ich spotkał i za każdym razem wynikały z tego jakieś problemy. Głównie chodziło o dziwne rozumienie misji mścicieli i ich podejścia do otaczającego świata. Ludzie ci bowiem utwierdzeni byli w przekonaniu, że wszystko, co uważają za złe z pewnością jest złe i należy to tępić ogniem i stalą. Owszem, mieli swoje osiągnięcia, ale Kael nie podzielał ani ich metod, ani ferowanych wyroków. Ani definicji dobra i zła.
Tymczasem zdarza się tak delikatne zadanie i w mieście ni stąd ni zowąd pojawia się mściciel. Niby czasem przedstawiali raporty ze swojej działalności królowi. Ale akurat dziś jeden z nich znalazł się w stolicy? Czy może król wpadł na pomysł zlecenia misji dwóm wykonawcom?
Gdy stanął przy przydrożnym zajeździe i zsiadł z konia, napotkał zdziwione spojrzenie Dekusa. No tak, nie przejechali nawet pół dnia drogi i wszelkie przystanki oddalają ich od ściganej.
- Czy wiesz, kogo szukamy? – Kael odkrył, że sam mu tego nie powiedział – Otóż próbujemy znaleźć kobietę… z wyższych sfer. Podróżuje sama. Być może pierwszy raz w życiu wybrała się w taką podróż. Do tego bardzo się spieszy. Zważywszy, że pewnie nie zna specyfiki podróżowania spróbuje jak najszybciej odjechać od stolicy gnając ile się w nogach konia. A koń wcale nie należy do wytrzymałych istot. Jest silny, szybki, ale nie można nazwać go wytrzymałym. A więc gdzieś w tych okolicach nasza panna zajedzie konia na śmierć. Sama, nieprzyzwyczajona do siodła, narobi sobie odcisków i siłą rzeczy zatrzyma się, choć na chwilę, w tym zajeździe.
Kael słuchając swojego wywodu sam zwątpił w jego prawdziwość. Owszem, królewnie nie było raczej dane dotąd podróżować samej, dbać o tempo jazdy i niezbędne odpoczynki, ale z drugiej strony to córka swego ojca. Ten charakter i intelekt mógł krzyżować wszystkie logiczne próby podążania za nią.
- Zapytać nie zaszkodzi - dodał mniej pewnie.
Zrobiłem małą zmianę w tekście, gdyż - jak zauważył D3qu - Dekus jest niemową (w wielkim skrócie).
"[...]wola naciśnie na Formę, ciało to tylko podła Materia[...]" Jacek Dukaj "Inne pieśni"

Awatar użytkownika
Zbigniew
Co-OP Legionista
Posty: 102
Rejestracja: środa, 3 sierpnia 2016, 15:09
Medals: 14
Gender:
Status:
Offline

AO Optio Uczestnik zlotów IX Kohorty Mecenas IX Kohorty Złoty Medal Igrzysk IX Kohorty

Opowieść grupowa

Post autor: Zbigniew » wtorek, 23 stycznia 2018, 22:21

Yahel nie miał żadnych zahamowań wiedział że tej nocy problem morderstw w królestwie Aredoru zniknie, nie musiał się tłumaczyć ani przed samym sobą ani przed nikim innym, człowieka odpowiedzialnego za morderstwa spotka zasłużona kara i to on ją wymierzy. Choć różnił się znacznie od swoich współbraci pod względem kontroli nad swoimi mocami które były pożegnalnym podarunkiem ze strony instruktorów z Tarpy, albowiem jako jeden z nielicznych zachowywał część kontroli podczas przemiany i miał jako takie pojęcie co się działo. Większość nie potrafiło w pełni kontrolować swego daru który równie często był nazywany przekleństwem, on jako jeden z nielicznych miał prawie pełną kontrolę nad przemianą. Ciemności już nie były problemem widział teraz równie dobrze jak za dnia a jego węch nie miał sobie równych, potrafił wyczuć że w oddalonym o co najmniej kilka ulic zaułku śpi pijany człowiek, czuł również mordercę, o dziwo jego zapach składał się z zapachów przyjemnych i dało się wyczuć w nim woń kwiatów chyba lawendy i konwalii, ale co do tego nie był pewien. Po długim biegu zbliżył się do zabójcy na odległość stu kroków, teraz już wyraźnie czuł woń kwiatów, stwierdził też że ta osoba to kobieta, miała długie rude włosy i wydatne kości policzkowe. Yahel znał tą kobietę, była to księżniczka Flawia, a raczej jej lustrzane odbicie stworzone przez potężną czarną magię, mściciel był pewien że to nie księżniczka to co od niej czuł przekonało go że istota ta nie jest do końca ludzka.
-Kto cię stworzył?- zapytał zachrypniętym dzikim głosem lecz odpowiedziała mu tylko cisza.
Nie zastanawiał się zbyt długo a wyciągnięta ręka w jego stronę kazała zrobić unik przed uderzeniem mocy.
-Kreatura jest w stanie używać magii-pomyślał Yahel który nie przypominał już człowieka, oznaczało to że nie jest to projekcja a prawdziwe ciało zmienione tak by wyglądać jak Flawia, była to zresztą ostatnia trzeźwa myśl.
Gdy jego palce zaczęły puchnąć a zamiast paznokci wyrastały ogromne pazury rzucił sztyletem z ogromną siłą w stronę aberracji, rzut był perfekcyjny a mimo to postać w cieniach zrobiła unik tak lekko że można by pomyśleć że przewiduje przyszłość lecz teza ta legła w gruzach gdy szarżujący wilkołak spadł z impetem na swą ofiarę. Lecz nie tylko człowiek w postaci wilka poruszał się z ogromną prędkością, sobowtór Flawii zdarzył ciąć i przeorać prawy bok mściciela sztyletem o poszarpanych bokach, lecz ogromny ból nie powstrzymał go przed rozszarpaniem gardła swojej ofiary która przyszpilona do ściany muru nie miała już gdzie uciec. Naszyjnik zaczął płonąć na szyi Yahela i to przywróciło go do świadomości pełnił on bowiem nie tylko funkcję symbolu jego cechu ale także był talizmanem mówiącym mścicielowi gdy musi wrócić do swojej postaci bo inaczej nie będzie w stanie wrócić do swojej ludzkiej postaci.
-Już długo nie zatraciłem się tak mocno- pomyślał mściciel i padł na ziemię nieprzytomny z rozdartym ubraniem i paskudną raną ciągnącą się od obojczyka do miednicy.

Awatar użytkownika
Klonus
AO St. Legionista
Posty: 362
Rejestracja: środa, 3 sierpnia 2016, 21:12
Medals: 17
Lokalizacja: Bydgoszcz
Gender:
Status:
Offline

AO Optio Uczestnik zlotów IX Kohorty Mecenas IX Kohorty Brązowy Medal Igrzysk IX Kohorty

Opowieść grupowa

Post autor: Klonus » sobota, 27 stycznia 2018, 23:36

Kael i Dekus weszli do karczmy. Pomieszczenie ogarniał już półmrok, któremu nieśmiałe światło, dostarczane przez ogień kominka, niewiele przeszkadzało w zdobywaniu kolejnych przestrzeni. Powietrze przepełnione było zapachem trunków z lekkim aromatem palonego ziela. Większość stolików zajęta została przez gromady krasnali, niziołków i ludzi, którzy śmiali się po raz setny z tej samej historii, przekazywali nowe plotki, a nade wszystko pili. Karczmę prowadził krasnolud, co tłumaczyło znikomy udział elfów wśród klienteli. W zasadzie zbliżał się wieczór i izbę wypełniali zarówno stali bywalcy jak i kupcy, którzy późno opuścili stolicę lub wiedzieli, że nie dotrą do niej przed nocnym zamknięciem bram.
Kael już miał ruszyć w stronę usadowionego za barem krasnoluda, gdy podopieczny wskazał mu na jeden ze stolików nieco z boku pomieszczenia. W półcieniu, skryta pod płaszczem i z kapturem naciągniętym na twarz siedziała kobieta. Normalny człowiek mógłby na nią nie zwrócić uwagi, ale Kael nie pierwszy raz kogoś szukał i wiedział w jaki sposób szybko identyfikować osoby - nawet tak umykające percepcji. To była księżniczka.
- No i proszę. Znalazła się – powiedział z lekką ulgą i ruszył w jej stronę.
Wyglądała na całą i zdrową. Nikt jej nie zaczepiał. Ba, pozostali zachowywali względem jej jakby bezpieczny dystans. Do tego na widok rycerza jej ręka lekko, prawie niezauważalnie, sięgnęła pod połę płaszcza. Jakby po broń. Ale przecież znali się.
Szybkość z jaką dziewczyna wyszarpnęła długi nóż i rzuciła się na Kaela uświadomił mu, że nie ma czasu na rozmyślania. Zasłonił się lewą ręką od natarcia z góry, które niechybnie skończyłoby się na jego szyi tuż nad obojczykiem. Na przedramieniu poczuł ciężar wielkiego ostrza, z którym jednak długie rękawy podróżnych rękawic, wzmocnione dodatkowo skórą niedźwiedzią, powinny sobie poradzić. Szczęście, że ich jeszcze nie zdjął.
Garda z lewej ręki otworzyła drogę rodzącemu się już w prawej ręce zaklęciu odepchnięcia. Stwór (bo nie ulegało kwestii, że to nie tylko nie jest księżniczka, ale przeciwnik nie jest nawet człowiekiem) przeleciał nad stołem i uderzył głucho o ścianę. Kael wiedział, że choć dostał chwilę na reakcję, nie będzie ona długa. Nie dość by wyciągnąć z pochwy miecz. Dobył sztyletu i od razu ustawił gardę. W samą porę, gdyż nóż potwora już gnał swym sztychem wprost w serce szlachcica. Rycerz nie zdołał powstrzymać potężnego pchnięcia, w które istota włożyła nie tylko ogromną siłę, ale poparła go całym ciężarem ciała. Udało mu się jedna zbić je na tyle, by ostrze prześlizgnęło się po powierzchni skórzanej kurty nie dotykając nawet okrytego nią ciała. Stwór stracił równowagę i omal nie wpadł na wojownika. Ten tymczasem potężnym uderzeniem lewym łokciem posłał przeciwnika na ziemię. Sztylet człowieka momentalnie obrócił się w jego dłoni i wbił w rękę trzymającą nóż. Stwór zawył nieludzko.
Kael przydusił przeciwnika kolanem. Ten jednak nie zamierzał się poddawać. Puścił trzymany nóż i wyrwał rękę spod sztyletu kiereszując tym samym całą dłoń. Począł podnosić się mimo ciążącego na nim wojownika. Kael, nie czekając zbędnie, przywołał kolejny czar odrzucenia.
Potwór znów znalazł się na ziemi. Chrzęstnęły kości, ramiona obróciły się pod nienaturalnym kątem, z ust poleciała czarna posoka. Stwór spróbował sięgnąć rycerza, choć dziwnie poukładane między sobą stawy nie dawały mu tej możliwości. Kael sięgnął w końcu po miecz i wbił go wprost w serce istoty. Tylko czy ona ma w tym miejscu serce? Czy w ogóle ma serce.
Konwulsyjne ruchy stwora stawały się coraz słabsze, powolniejsze, coraz rzadsze. W końcu ustały całkowicie. Wraz z uchodzącym życiem z istoty odchodziły ludzkie rysy. Czarna krew układała się w heretyckie wzory. Ludzka krew kapała z lewej ręki (nóż musiał przedrzeć się przez skórzaną rękawicę). Zaduch lawendy i konwalii niemal nie pozwalał oddychać.
Kael rozejrzał się wokoło. Klienci karczmy nerwowo wracali do swoich spraw. Lepiej nie okazywać nadmiernego zainteresowania, bo ktoś się przyczepi. Tylko Dekus stał i patrzył. Nie ruszał się, nie reagował na nic, nie mrugał. Zdawało się, że nie oddycha.
- Karczmarzu – krzyknął Kael – Podaj coś mocniejszego. Najmocniejsze, co posiadasz.
"[...]wola naciśnie na Formę, ciało to tylko podła Materia[...]" Jacek Dukaj "Inne pieśni"

Awatar użytkownika
Jaroczaro
Pretorianin
Co-OP Optio
Posty: 911
Rejestracja: niedziela, 3 stycznia 2016, 12:56
Medals: 15
Gender:
Status:
Offline

RO Optio Uczestnik zlotów IX Kohorty Mecenas IX Kohorty

Opowieść grupowa

Post autor: Jaroczaro » niedziela, 28 stycznia 2018, 03:56

Flagi na każdej z czterech wierz zamku, które zazwyczaj lśniły piękną zielenią symbolizującą pokój między trzema rasami powiewały teraz czernią rozpaczy. Na rogu każdej ulicy miasta Fanval trębacze oznajmiali właśnie tragiczną wieść: "Księżniczka Aredoru najukochańsza córka Króla Faemera Flawia została brutalnie zamordowana. Sprawcą jest "Pies Tarpy" słynący ze swego okrucieństwa Mściciel Yahel, który wymknął się spod kontroli swych Panów. Egzekucja rozpocznie się o świcie i potrwa do zachodu słońca. Po egzekucji korowód żałobny wraz z ciałem księżniczki przejdzie ulicami stolicy na cmentarz gdzie nastąpi uroczysta ceremonia pożegnalna."

Awatar użytkownika
Dequ
Fabri
AO St. Legionista
Posty: 43
Rejestracja: piątek, 17 lipca 2015, 21:54
Medals: 1
Lokalizacja: Szczecin
Gender:
Status:
Offline

AO Optio

Opowieść grupowa

Post autor: Dequ » niedziela, 28 stycznia 2018, 14:58

Wzburzone fale co rusz obijały się o burtę statku. Morze było dziś wyjątkowo niespokojne. Kapitan Maikih przywykł do tego. Wody morza Nyt znał jak własną kieszeń. Morze, po którym żeglował jako handlarz było łącznikiem między królewskim kontynentem ze stolicą w jego zachodniej części a ogromnym archipelagiem różnorodnych wysp.
Wschodnia część z nich, ze względu na czarny piasek znajdujący się na brzegu zwana była Svartur. Zamieszkiwana była głównie przez krasnoludzkich górników, kamieniarzy, wytapiaczy rudy i metalu. Wynikało to z bogatego w ten surowiec górskiego i wulkanicznego terenu.
Centralna część wysp Mioja - bogata była w zieleń, drewno, z licznymi farmami rolnymi oraz tartakami gdzie głównie osiedli się mieszańcy wszelkich ras.
Zachodnia Ilmur - słynąca z urokliwych wodospadów, licznych rzek i niespotykanej nigdzie indziej flory i bogatej fauny zamieszkana była głównie przez elfów.
Maikih tym razem podróżował z Ilmur. Na jego statku znajdowało się wiele drogocennych kwiatów oraz spora ilość słynnych elfickich perfum, których pragnął każdy mieszkaniec kontynentu. Doświadczenie zarówno jego i jak całej załogi pozwoliło mu przetrwać trudne chwile i po kilku dniach byli już blisko centralnego portu nieopodal Varon. " Zwinąć żagle, przygotować trap, wszyscy do rei rozpocząć brasowanie " - wydał komendę swej załodze kapitan. Sprawne manewry sprawiły, że statek po chwili stał już zacumowany przy kei. Rozpoczęto wyładunek, który osobiście nadzorował Maikih. Jednakże jego uwagę przykuło coś znajdującego się na brzegu. Wydawało się, że wzburzone morze wyrzuciło ciało na brzeg. Zaciekawiony wilk morski podszedł do leżącego ciała, którego stopy co chwila moczone były przez fale. Ubiór postaci mówił jedno - to na pewno królewski posłaniec. Jako jedyni noszą oni pelerynę z godłem Aredoru. Każdy kto ją nosił mógł bez żadnej kontroli swobodnie wchodzić oraz wychodzić z każdego miasta a także miał pierwszeństwo w portach. Przy ciele leżała sakwa a niej zapieczętowane przez samego króla listy. Ciekawość Maikiha dała za wygraną. Otworzył on jeden z listów. Niestety woda zniszczyła tekst i nie pozwala odczytać wiadomości. Kapitan zaczął otwierać każdy z listów. Ostatecznie udało mu się odczytać jedynie zlepek dla niego nic nie znaczących słów:

" Musimy, więzienie, jak najszybciej, czarnoksiężnik, znowu, pusta, zabici, nekromanta, niebezpieczeństwo, straż, proroctwo, księżniczka. " - Co do [Cenzura] ma niby to znaczyć krzyknął przerażony marynarz i rzucając listami uciekł w stronę statku.
“So comes snow after fire, and even dragons have their endings.”
- J.R.R. Tolkien (or G.R.R. Martin?)

Awatar użytkownika
Zbigniew
Co-OP Legionista
Posty: 102
Rejestracja: środa, 3 sierpnia 2016, 15:09
Medals: 14
Gender:
Status:
Offline

AO Optio Uczestnik zlotów IX Kohorty Mecenas IX Kohorty Złoty Medal Igrzysk IX Kohorty

Opowieść grupowa

Post autor: Zbigniew » niedziela, 28 stycznia 2018, 17:23

Yahel obudził się w ciemnym pomieszczeniu rozświetlonym tylko przez małe okno, nagły ból omal nie pozbawił go przytomności lecz wiedział że nie może pozwolić sobie na utratę świadomości zanim nie dowie się co się dzieje.
-Już świta niedługo po ciebie przyjdą psie- powiedział ktoś od strony masywnych drzwi po drugiej stronie pomieszczenia.Mściciel powoli zaczął sobie przypominać walkę poprzedniego dnia, jego położenie wskazywało jednoznacznie że jest w lochu i najprawdopodobniej został oskarżony o zabójstwo księżniczki Flawii, lecz nie to napawało go strachem, a fakt że znał zaklęcie które mogłoby utrzymać tego typu zmianę ciała nawet po śmierci istoty która posiadała skradziony wygląd i należało one do jednego z księgi Varitasa. Zaklęcie z tej księgi nie mogło być użyte ponieważ sam przyczynił się do zniszczenie rzeczonej księgi podczas zadania od zakonu rycerzy Gorotha z królestwa Heren, każdy szanujący się historyk znał historię tej księgi. Zaczyna się ona w królestwie Heren ponad 200 lat temu gdzie urodziło się 2 potężnych magów a mianowicie Varitas i Goroth, po latach nauk obydwaj zostali największymi magami tamtych czasów, gdy jeden udał się w podróż na południe drugi zaczął eksperymentować z różnymi rodzajami niebezpiecznej magii, swoje przemyślenia i zaklęcia spisał w księdze zwanej dalej księgą Varitrasa. Gdy jasnym stało się że Goroth nie zamierza wrócić ze swojej podróży Varitas intrygami i przebiegłością zdobył tron i pogrążył królestwa północy w ogniu wojny, spowodował on plagę nieumarłych i rozwinięcie czarnej magii, gdy będący na dalekim południu Goroth usłyszał co wyprawia jego rówieśnik wrócił do krain północy by zmierzyć się z Varitasem. Goroth po kilku potyczkach zrozumiał że nie ma szans z magią Varitasa i podjął ostateczną próbę powstrzymania czarnoksiężnika, udało mu się zapieczętować w więzieniu zbudowanego z krwi jego i rycerzy którzy postanowili poświęcić swe życia aby zatrzymać szalonego króla maga. Jedyną rzeczą która pozostała po dwóch magach było więzienie w postaci kryształu powstałego z krwi i księga Varitasa, oraz słowa wypowiedziane przez Gorotha przed śmiercią wykute później na jego pomniku.

______________________________________________________________________________________________________________
Królestwo Heren

Księżniczka Gladia przeszła obok pomniku Gorotha i mimowolnie przeczytała na głos to co było pod nim napisane :
-Gdy na południu przyjdzie na świat mag którego przeznaczeniem jest stać się silniejszym niż jakikolwiek inny mag który żył do tej pory, pieczęć którą stworzyłem pęknie a znany świat znowu pogrąży chaosie- czytając płakała nad losem tej krainy. Król był chory od ponad dwóch lat a władzę sprawował wielki mistrz zakonu Gorotha, księżniczka była pewna że to on stoi za tajemniczą chorobą króla lecz znała tego człowieka i wiedziała że to nie on przemierzał salę pałacu jej ojca lecz cień potwora który nawiedzał te ziemie wiele lat temu. Tylko ona wiedziała kto stoi za mistrzem i napawało ją to przerażeniem, i choć była przygotowywana przez te wszystkie lata do zadania to nigdy nie spodziewała się że to w jej czasach przebudzi się demon z przeszłości Varitas, ktoś naglę złapał ją za ramię.
-Gladio nie powinnaś wychodzić na zewnątrz w taką pogodę- powiedział człowiek o zapadniętych zmęczonych oczach, kruczoczarnych włosach i nosie jak dziób drapieżnego ptaka.
-Masz rację Wielki Mistrzu-była uległa albowiem tylko to mogło przekonać przeciwnika o jej niewiedzy, jedyną rzeczą jaką była w stanie zrobić w tajemnicy było ostrzeżenie księżniczki Flawi jej wiernej przyjaciółki i dziedziczki Gorotha, niewiele osób o tym wie ale matka księżniczki Aredoru pochodziła z południa gdzie żył potężny czarodziej Goroth podczas lat spędzonych poza królestwem Heren.

______________________________________________________________________________________________________________
Aredor - królewskie lochy

Jeśli księga nie istniała to było tylko jedno wytłumaczenie, przepowiednia zaczęła się spełniać a Flawia znalazła się w wielkim niebezpieczeństwie jako ze jej krew mogła być kluczem do załamania pieczęci więzienia potwora z przeszłości. Dlaczego jednak upozorowano śmierć księżniczki, Yahel obawiał się że księżniczka już jest w szponach czarnoksiężnika z odległej krainy, albowiem jako jeden z nielicznych znał pochodzenie Flawii i wiedział że przepowiednie to nie sprawa którą można zignorować jak wydawali się robić to współcześni władcy królestw północy.
-Wychodzisz na powietrze- powiedział strażnik otwierając drzwi w towarzystwie zbrojnej eskorty, gdy to usłyszał ten głos połączył fakty i zrozumiał dlaczego w stolicy pojawił się Kael Owen, księżniczka musiała uciec, ktoś ją ostrzegł a go wrobiono w zabójstwo aby nie mógł pomóc w zrozumieniu całej sprawy.
-Morderstwa miały odciągnąć moją uwagę- powiedział nagle unosząc się na łokcie i ponownie stracił przytomność.

Awatar użytkownika
Klonus
AO St. Legionista
Posty: 362
Rejestracja: środa, 3 sierpnia 2016, 21:12
Medals: 17
Lokalizacja: Bydgoszcz
Gender:
Status:
Offline

AO Optio Uczestnik zlotów IX Kohorty Mecenas IX Kohorty Brązowy Medal Igrzysk IX Kohorty

Opowieść grupowa

Post autor: Klonus » środa, 31 stycznia 2018, 18:57

Samogon, który przyniósł karczmarz, ani nie uspokoił nerwów Dekusa ani wciąż pędzących myśli Kaela. Mózg nadal próbował nadążyć za ruchami przeciwnika, to wracając do walki, którą szczęśliwie rycerz zakończył, to znów odnosząc się do rozgrywki szerszej. Bo stwór ten pojawił się nie przez przypadek i nie przez przypadek przybrał formę łudząco podobną do księżniczki.
- Zbieramy się - zadecydował w końcu Kael - Wracamy do stolicy.
Napotkał na zdziwione spojrzenie towarzysza.
- Wiem, że oddalamy się od niej. Ale jeśli jeszcze raz dojdzie do takiego spotkania, nasze położenie będzie jeszcze gorsze.
Tu spojrzał w miejsce, gdzie padła pokraka. Truchła już nie było - na wszelki wypadek, Kael rozkazał je spalić. Czas było i na nich.

Bramy stolicy były jeszcze zamknięte, gdy Kael i Dekus dotarli do nich. Walenie pięścią w odrzwia rozniosło się hukiem wśród nocnej ciszy.
- Czego walisz po nocy? - odezwał się strażnik otwierają okienko w drzwiach bramy.
- Grzeczniej trochę. - odezwał się Kael - A jak walę, znaczy mam powód.
- Czego, grzecznie pytam. - odezwał się dowódca straży, który słysząc wypowiedź również się do drzwi pofatygował.
- Otwierać - Kael pokazał list uwierzytelniający z pieczęcią królewską - spieszy mi się.
- Oczywiście, panie - strażnik jakby skarlał widząc pieczęć i orientując się, że ma przed sobą nie gońca, nawet nie królewskiego gońca, ale osobę o wiele bardziej znamienitą i na dworze bywałą. Szybko otworzył furtę w bramie - Ale król was nie przyjmie. Ma teraz inne rzeczy na głowie.
Tu podał rycerzowi pismo wskazujące na śmierć księżniczki i planowaną egzekucję mordercy. Kael zmełł przekleństwo. Wskoczył na konia, którego musiał przeprowadzić przez niewielkie drzwiczki furty, i ruszył pędem ku zamkowi.

- Spóźniłeś się.
To były pierwsze słowa króla, jakie usłyszał wchodząc do kaplicy zamkowej, gdzie złożono ciało księżniczki. Nie odpowiedział. Podszedł bliżej.
- Sądziłem, że ją odnajdziesz. Tymczasem...
- Jak ujęliście sprawcę?
- Był ciężko ranny. W zasadzie dogorywał przy jej zwłokach. Należało go tam utłuc... Kijami, jak psa...
- Księżniczka zdołała zadać ciężkie rany Mścicielowi z Tarpy? - ręka Kaela szybko sięgnęła po sztylet i zatopiła ostrze w miejscu analogicznym do śmiertelnego ciosu z ostatniej walki.
- Co... - królowi aż zaparło dech - Jak śmiesz? Posuwasz się za daleko!
- Posuwałem się za daleko wiele razy, Feamerze. Dla ciebie i dla korony. - szlachcic starał się by jego głos był pewny i spokojny, choć serce waliło jak młotem. Rzucił okiem na przebite ciało i na jego twarzy pojawił się nikły uśmiech, a w duszy ogromna ulga - I zwykle się nie myliłem.
Ciało księżniczki lekko uniosło się w spazmie, opadło i poczęło tracić ludzkie rysy. Król patrzył na to z niedowierzaniem. Po raz kolejny na tym spotkaniu zabrakło mu tchu w piersiach. Kael wiedział, że to nie wróży nic dobrego, nawet jeśli przynosiło się radosne wieści. Królowi trzeba było chwili, by doszedł do siebie. W końcu zadał tak charakterystyczne dla niego krótkie, konkretne pytanie:
- Czego ci trzeba?
Odpowiedź również taka być powinna:
- Mściciela.
"[...]wola naciśnie na Formę, ciało to tylko podła Materia[...]" Jacek Dukaj "Inne pieśni"

Awatar użytkownika
Jaroczaro
Pretorianin
Co-OP Optio
Posty: 911
Rejestracja: niedziela, 3 stycznia 2016, 12:56
Medals: 15
Gender:
Status:
Offline

RO Optio Uczestnik zlotów IX Kohorty Mecenas IX Kohorty

Opowieść grupowa

Post autor: Jaroczaro » środa, 31 stycznia 2018, 19:39

Brzask jutrzenki zaczynał przedzierać się przez wyłomy w ścianach grobowca. Błazen siedział wewnątrz kuląc się z zimna i narzekając pod nosem jak miał w swoim zwyczaju gdy musiał wykonywać jakieś durne zadania dla Bractwa nie mające nic wspólnego z jego pasją jaką była nekromancja.

Zaczynało już świtać a po wysłanniku Bractwa, z którym miał się wczoraj spotkać nie było śladu. Po jego ostatnim raporcie na temat księżniczki Flawii odpowiedź przyszła błyskawicznie. O dziwo przyniósł ją stworzony przez niego nietoperz z rudą czupryną, który zajadała teraz ze smakiem jedną z myszy używanych przez Błazna do eksperymentów. Treść wiadomości była prosta: Przyjąć wysłannika w stolicy Aredoru i udzielić mu wszelkiej pomocy, której zażąda. Niepokojem napawało Błazna to, że przyszła bezpośrednio z Heren, głównej siedziby i w dodatku podpisana przez osobę bezpośrednio podległą Radzie. Mijał już trzeci wiek od założenia Bractwa i organizacja bardzo się rozrosła docierając do kolejnych państw. Formalną władzę nad wszystkimi gałęziami Bractwa dalej sprawowała Rada Czterech w głównej siedzibie w Królestwie Heren, jednak w praktyce sprowadzało się to już tylko do prostej wymiany informacji. Dlatego wiadomość była tak niepokojąca.
Błazen spojrzał przez jedną z dziur w ścianie na nadchodzący nowy dzień i wtem zobaczył widok zdający się potwierdzać jego przypuszczenia. Na kremowych wieżach zamku powiewały niczym upiory cztery czarne flagi.

Awatar użytkownika
Zbigniew
Co-OP Legionista
Posty: 102
Rejestracja: środa, 3 sierpnia 2016, 15:09
Medals: 14
Gender:
Status:
Offline

AO Optio Uczestnik zlotów IX Kohorty Mecenas IX Kohorty Złoty Medal Igrzysk IX Kohorty

Opowieść grupowa

Post autor: Zbigniew » czwartek, 1 lutego 2018, 20:23

Smród to pierwsze co przedarło się przez całun zmęczenia, bólu i oszołomienia dochodził z ust człowieka o aparycji portowego zbira podtrzymującego go i uderzającego w twarz wewnętrzną stroną dłoni.
-Obudź się psie, jeszcze nie przyszedł na ciebie czas- wysapał wyraźnie zmęczony mężczyzna, musiał bowiem cucić mściciela od dłuższego czasu.
-Jak ja się w to wpakowałem?- spytał sam siebie lecz po chwili odpowiedź sama pojawiła się w jego głowie, po raz pierwszy od bardzo dawna dał zapanować nad sobą zwierzęciu i to pozbawiło go wyćwiczonego na wyspie instynktu wojownika.Wiedział że musi coś wymyślić szybko albo położy głowę na katowskim pieńku, nie bał się śmierci bał się tylko tego że bez jego pomocy sytuacja będzie tylko gorsza a ludzie odpowiedzialni za jego wrobienie przybiorą na sile.
-No już!- wrzasnął strażnik i poderwał go z ziemi na równe nogi, nawet nie zakuli go w kajdany, uważali że jest bezbronny z tą raną i to był ich ogromny błąd. Yahel wezwał zew, przemiana dwa razy w tak krótkim czasie była ryzykowna ale tylko to mu zostało, jego dłonie zaczynały puchnąć a twarz nabrała dzikiego wyrazu.
-Stój, nie rób tego wiem że to nie ty!- wrzasnął ktoś oddalony od strażników o jakieś 30 kroków, mściciel i tak nie dał rady dokonać przemiany jego rana była zbyt rozległa a zmęczenie zbyt wielkie, osunął się na kolana nie podtrzymywany przez zdziwionego władczym krzykiem od strony wejścia do więzienia.Postać powoli dobiegła do celu, przybysz okazał się przyjacielem króla Kaelem którego mściciel minął poprzedniego dnia w bramie, był zdyszany z skroni spływał mu pot co świadczyło że biegł z dużej odległości.
-Puśćcie tego człowieka i biegnijcie po medyka, mam rozkaz jego uniewinnienia od samego króla- powiedział zasapany rycerz pokazując jednocześnie pismo z pieczęcią i podpisem samego króla, człowiek który wcześniej trzymał Yahela nie należał do najbystrzejszych i dłuższą chwile zajęło mu zrozumienia sytuacji, na szczęście wysoki gwardzista zrozumiał o co chodzi i zaczął wykonywać rozkaz Kaela.
-Igła i nić, nie dam się chlastać tym waszym medykom- wyszeptał mściciel do podtrzymującego go rycerza, który jednak najwidoczniej sam miał doskonały słuch.
-Przynieś igłę,nić i najlepszą gorzałę jaką macie- krzyknął Owen i przyłożył do jego rany czyste prześcieradło pośpiesznie zerwane z jakiegoś sznura po drodze do więzienia.
-Musimy poważnie porozmawiać mścicielu- powiedział już spokojnie ponieważ ta krótka chwila pozwoliła mu złapać oddech co świadczyło o jego niesamowitej kondycji.
-Nazywam się Yahel- ponownie wyszeptał mściciel nagle jakby bardziej ludzki i bezbronny.
-Ja jestem Kael Owen, a ty lepiej na razie nic nie mów bo tylko poszerzysz tą paskudną ranę-powiedział rycerz i skinął w stronę najbliższej karczmy którą wcześniej przygotowali aby pomóc rannemu.
Ostatnio zmieniony piątek, 2 lutego 2018, 14:14 przez Zbigniew, łącznie zmieniany 2 razy.

Awatar użytkownika
Dequ
Fabri
AO St. Legionista
Posty: 43
Rejestracja: piątek, 17 lipca 2015, 21:54
Medals: 1
Lokalizacja: Szczecin
Gender:
Status:
Offline

AO Optio

Opowieść grupowa

Post autor: Dequ » piątek, 2 lutego 2018, 14:02

Dekus pośpiesznie przygotowywał karczmę na przybycie Yahela. Zasłonił wszystkie okna, ustawił znak - nieczynne, przegonił leżących po nocnych harcach pijaczków. W karczmie jak nigdy panowała cisza, jedynie szelest otaczających drzew i przejeżdżających podróżnych był źródłem jakiekolwiek dźwięku. Niewielkie szczeliny w dość prowizorycznie zasłoniętych oknach przepuszczały promienie światła wśród, których widać było unoszące się drobinki pyłu i kurzu. Młody giermek przyzwyczajony był do prac porządkowych toteż sprawnie zajmował się przygotowaniami miejsca, gdzie Yahel miał być poddany operacji. Sprzątanie szło gładko i przyjemne gdy nagle w karczmie zapanowała całkowita ciemność i totalna cisza. Dekusowi zaczęło towarzyszyć znajome uczucie. Powtórka wydarzeń z kuźni Grimona ? Wszystko zdawało się być takie samo, jednakże podmuchy powietrza wydawały się być jakby łagodniejsze, cieplejsze, przyjemniejsze. Zmieszany sytuacją młodzieniec próbować zrozumieć co się aktualnie dzieje. Wtem sprawy przybrały nagłego obrotu. Powietrze znów było chłodne i z coraz to większą siłą i intensywnością zaczęło uderzać w popiersie giermka. Chciał uciec ale nie mógł się ruszyć. Podmuchy o już zgoła odmiennej charakterystyce niż początkowo zdawały się trzymać go w jednym miejscu. Przerażony Dekus padł na kolana, rozłożył ręce i podniósł głowę jakby wszystko było mu obojętne co się z nim stanie. Nagle spośród mroku zaczęło wyjawiać się coś na kształt twarzy. Twarzy ogromnie przerażonej, sprawiającej wrażenie uciekającej przed czymś lecz nie mogącej uciec. Twarz pokryta byłą niezliczoną ilością dłoni, które nie pozwalały jej wykonywać żadnego ruchu. Dekus nie był w stanie zidentyfikować kim jest postać, którą widzi. Wtem gdy tylko jedna z dłoni na moment osunęła się z ust rozległ się kobiecy głos - "Pomóż mi ! Pomóż mi pros.. !". W tym momencie dłonie całkowicie pokryły twarz nieznajomej, która zniknęła w ciemnościach zaś wszystko w karczmie wróciło do normy. Pozostał jedynie zapach. Zapach konwalii i lawendy.

Do karczmy wpadł Kael,który to szybkim ruchem zrzucił na stół ledwo trzymającego się na nogach mściciela.
" Dekus ! Dekus ! Dekus gdzie ty do jasnej anielki się podziewasz, potrzebuję Cię przy stole ! " - krzyczał rycerz rozglądając się po karczmie. Odwrócił się i zobaczył roztrzęsionego, rozpłakanego schowanego pod jednym ze stołów swojego giermka.
" Młody co się stało ? " - pytał wciąż próbując uspokoić w swych ramionach Dekusa, który w pewnym momencie wyrwał się z objęć rycerza podszedł do jednego z zakurzonych stołów, którego nie zdążył wyczyścić i sprawnym ruchem palca napisał - Flawia. Po czym zemdlał.
“So comes snow after fire, and even dragons have their endings.”
- J.R.R. Tolkien (or G.R.R. Martin?)

Awatar użytkownika
Lirio
Patrycjusz
Posty: 19
Rejestracja: sobota, 27 sierpnia 2016, 00:59
Medals: 6
Gender:
Status:
Offline

Uczestnik zlotów IX Kohorty Mecenas IX Kohorty

Opowieść grupowa

Post autor: Lirio » niedziela, 4 lutego 2018, 14:10

Po przeczytaniu listu od swojej przyjaciółki Gladii Flawia wiedziała, że wczorajszy dzień był ostatnim spokojnym dniem w jej spokojnym, nudnym i pustym życiu królewskiej córki. Przeznaczenie sobie o niej przypomniało. Czas dorosnąć i wziąć się za bary z życiem. Trzeba działać!

Na tyle ile umiała przygotowała się do podróży: zabrała rzeczy pierwszej potrzeby oraz flakonik ulubionych prefum - chciała mieć ze sobą coś, co będzie jej przypominało o dobrych i spokojnych czasach. W komnacie pozostawiła porządek po to, aby nie dać nikomu do zrozumienia co się z nią stało.

Około godziny 3 nad ranem po cichu wymknęła się ze swojej komnaty (było to możliwe, gdyż wiedziała o której strażnicy mają okres chwilowego "przymknięcia oka"). Używane przez nią damskie pantofelki miały ten plus, że były niemal bezgłośne na zamkowych korytarzach. Najkrótszą sobie znaną drogą udała się do stajni ( pantofelki trochę przemokły na deszczu, lecz nadal zachowały swoje "ciche" właściwości) . Z przyzwyczajenia podeszła do swojego ulubionego konika,lecz przypomniawszy sobie w jakim celu się tu znalazła. Podeszła do konia, który wydał jej się najbardziej silnym i wytrzymałym wierzchowcem i SPRÓBOWAŁA go dosiąść. Była przeceiż przyzwyczajona do damskiego siodła.. I znowu niepowodzenie!

"Ty ....głupi koniu! " wykrzyczała sobie w głowie Flawia, wiedząc, że nie może przecież zwracać na siebie uwagi.

Po którymś razie dosiadła konia i powolutku, po cichutku pojdechała do bramy, budząc strażnika pokazała list z królewską pieczęcią. Wiedziała, że mając na sobie męski strój jaki mają na sobie posłańcy królewscy, nie musi mówić nic. Pieczęć królewska zrobi za nią wszystko .

Strażnik wiedział, że nie ma prawa zatrzymywać posłańca jak najszybciej otworzył mu bramę i tyle, więcej robić nie musiał. Flawia minąwszy strażnika, bramę przejechawszy kilkanaście łokci odwróciła głowę, popatrzyła na pałac - miejsce gdzie spotkało ją tyle dobrych chwil, szcześliwych...

Popatrzyła ostatni raz chcąc zatrzymać w pamięci ten obraz.. odwróciła głowę i spięła konia i pognała najszybciej jak się da, żeby oszukać swoje przeznaczenie..

Awatar użytkownika
Jaroczaro
Pretorianin
Co-OP Optio
Posty: 911
Rejestracja: niedziela, 3 stycznia 2016, 12:56
Medals: 15
Gender:
Status:
Offline

RO Optio Uczestnik zlotów IX Kohorty Mecenas IX Kohorty

Opowieść grupowa

Post autor: Jaroczaro » niedziela, 4 lutego 2018, 15:32

Powietrze tego ranka było rzeźkie. Wspaniały zapach kordylii roztaczał się po zielono purpurowym ogrodzie. Słońce skrzyło się w drobnych kroplach rosy na zielonych liściach ulubionych kwiatów księżniczki Flawii. Zapowiadał się piękny dzień. Ogrodnik szedł właśnie posprzątać stary grobowiec pośrodku ogrodu. Należało to do jego obowiązków i dziwił się dlaczego nie robił tego od dłuższego czasu. Wiedział, że grobowiec jest tam odkąd sięga pamięcią ale przez ostatnie miesiące miał wrażenie jakby nie dało się go dotknąć. Niczym wiatr, który czuje się na policzku a mimo to nie sposób go złapać. Wyciągnął z kieszeni wielki żelazny klucz którym otworzył drzwi grobowca. To co zobaczył w środku zwaliło go z nóg. Dla kogoś o tak słabym umyśle widok budził śmiertelne przerażenie. Próbował krzyczeć ale z zaciśniętego gardła dobywał się jedynie cichy piskliwy dźwięk. Po chwili zemdlał.
W środku na posadzce leżał nadworny błazen patrzący nieobecnym wzrokiem w sufit. Z rozszarpanego gardła sączyła się jeszcze ciemna krew. W jednej ręce tulił do piersi kupkę rudo-czarnych włosów, w drugiej zaś trzymał kartkę wyrwaną z nieznajomej księgi. Widniał na niej opis rytuału przywołania zmiennokształtnej istoty. Każdy nekromanta poznałby od razu, że rytuał jest fałszywy ale nekromancja została dawno zakazana pod karą śmierci i nikt z mieszkańców Aredoru nie mógłby tego dowieść. Obok błazna leżało zwęglone ciało dziwnej istoty z wypaloną w klatce piersiowej dziurą. Szpony prawej łapy ociekały jego krwią. Gdyby ogrodnik nie zemdlał niewątpliwie pomyślałby że paskudny nekromanta stał się ofiarą własnego eksperymentu i spotkało go to na co zasłużył.
_____________________________________________________________________________________________________________
W komnacie panował mrok rozświetlany od czasu do czasu słabą zieloną poświatą pochodzącą od świeczników w czerech rogach sali. W migoczącym świetle odbijały się czrery sylwetki siedzące przy kwadratowym stole pośrodku. Każda postać była odziana w czarną szatę z drogiego materiału obszytą złotymi nićmi. Każda z postaci nosiła duży kaptur zasłaniający twarz.
- Przez naszą nieudolność operacja w Aredor cofnęła się o kilka tygodni. Powiedziała osoba siedząca najbliżej wejścia spoglądając przez ramię na postać po lewej stronie. Od stu lat nie pojawił się nikt z tak wielkim potencjałem.
- Nie byłoby z niego pożytku był idealistą a w dodatku jego wyobrażenie o nekromancji kłóciło się z naszym celem. Nie mieliśmy nad nim kontroli. Gdyby zdał sobie sprawę z tego jak wielką moc posiadał mógłby stać się dla nas niebezpieczny.
- To już nieistotne. Zajmijmy się bierzącymi sprawami. Jak rozwijają się sprawy w Heren?
- Gladia domyśla się pewnych rzeczy ale bez wsparcia króla jest absolutnie bezradna. Heren jest gotowe.
- Wracając do Aredor byliśmy nierozważni. Tym razem posłużymy się bardziej tradycyjnymi metodami. Najpierw wyślemy żądanie okupu do króla. Dzięki temu zyskamy trochę czasu. Jeżeli wskażemy w liście dokąd została porwana to zmyli pościg i da nam wolną rękę.
- Nie lubimy korzystać z ich usług- powiedziała postać po prawej - są oddani swojej sprawie i nie ufamy im. Jedyne co nas łączy to pieniądze.
- To właśnie pieniądze są nieraz najlepszym spoiwem i pomagają wznieść się ponad podziały łącząc ludzi o różnych poglądach. Na przestrzeni wieków korzystaliśmy z ich usług wiele razy i zawsze wywiązywali się ze swojego kontraktu bez zastrzeżeń. Ich zawód jest niemal jak religia dlatego są najlepsi w swoim fachu i nie ponoszą porażek.

Awatar użytkownika
Lirio
Patrycjusz
Posty: 19
Rejestracja: sobota, 27 sierpnia 2016, 00:59
Medals: 6
Gender:
Status:
Offline

Uczestnik zlotów IX Kohorty Mecenas IX Kohorty

Opowieść grupowa

Post autor: Lirio » niedziela, 4 lutego 2018, 21:59

Flawia jadąc konno i przysypiając przez sen zobaczyła postać w kolorowym ubraniu, chyba to był błazen.. Widzi to jakby z poziomu sufitu.


" Ale co to za błazen?" - myśli Flawia.

Wydaje się jej jakiś znajomy. Nagle podchodzi do niego jakaś postać w pięknych płomiennno-rudych włosach.

" Kurczę, jakie piękne ma włosy,... też bym chciała takie mieć" - pomyślała Flawia. Była przecież kobietą :)


Postać z owymi pięknymi włosami stanowiącymi obiekt zazdrości księżniczki podeszła od tyłu do błazna czytającego jakąś dziwną księgę. Podeszła do niego od tyłu zatopiwszy kły, które nagle wysunęły się z ust. Postać wydała się Flawii znajoma..

"Zaraz... przecież to JA!... jak to mozliwe?!! ....

Księżniczka poczuła nagle ostry ból.


po tym wizja się skończyła

Awatar użytkownika
Shinee
AoC Trybun
Posty: 558
Rejestracja: środa, 1 stycznia 2014, 23:26
Medals: 2
Lokalizacja: London UK
Gender:
Status:
Offline

ArcheAge Legionista L2C Legionista

Opowieść grupowa

Post autor: Shinee » wtorek, 6 lutego 2018, 04:38

---Dwa miesiące wcześniej---

W ogromnej komnacie, której niepowstydzilby się żaden król czy władca, panował półmrok. Magiczne lampiony były wygaszone, a liczne pochodnie, umieszczone na dziesiątkach potężnych kolumn, z których każda wykuta była tak aby przedstawiać jakąś postać lub scenę, nie były w stanie ogarnąć wszechotaczajacej ciemności. Na końcu komnaty znajdował się tron. Wykuty z czarnej skały na ksztal pająka, którego odnóża rozchodziły się we wszystkie strony I zawijały się do środka tak... jakby chciały zakleszczyć siedzącą na nim osobę. Kobieta, ubrana w czerwoną, przyozdobioną licznymi adamentytowymi runami, jedwabną suknię ... co chwilę stukała, zakończonymi kilkucentymetrowymi szponami palcami, o doskonale wypolerowane oparcie tronu.

- Wzywałaś mnie Matko - rzekła postać, która wyłaniając się z mroku, wolnym, zgrabnym I ostrożnym krokiem podchodziła do pajęczego tronu.
- Ach... ma najmłodsza córko - kobieta na tronie otworzyła do tej pory zamknięte oczy i spoglądając na przybyła uśmiechnęła się zimno - cieszę się że wreszcie dotarłaś....myślałam już że sama będę musiała się po ciebie wybrać - skończyła i przymknęła lekko powieki, intensywnie wpatrując się w swą córkę.
- Wybacz mi Matko - przybyła kobieta zatrzymała się przed schodami wiadącymi do pajęczego tronu i skłoniła lekko głowę - składałam ofiary w Świątyni naszej Pani, a jak zapewne wiesz, nie wypada...
- Dość - wykrzyknęła siedząca na tronie. Echo jej głosu rozniosło się po ogromnej komnacie a oblicze spoważniało. Po dłuższej chwili, podczas której, żółtymi oczyma przyglądała się podejrzliwie swej córce...machnęła ręką i sięgnęła po zwój leżący na jej kolanach... - Jeden z Yochlole przyniósł wiadomość od Bogni - przerwała na chwilę chcąc podkerslic wagę tego wydarzenia, po czym kontynuowała - w królestwie ludzi Aredor wkrótce przebudzi się jedna z przepowiedni. Królewna tej trzody...Flawia będzie kluczem. Nasza Pani ma swoje plany z nią związane, dlatego udasz się tam natychmist i sprowadzisz ją do mnie....żywą. - zakończyła i oparła się o białe futro, którym wyłożone było siedzisko i oparcie tronu.
- Co to za przepowiednia Matko? - zapytała po dłużej chwili stająca u podnoza schodów.
- Tego wiedzieć nie musisz córko. Zdajesz sobie sprawę że nie byłaś moim pierwszym wyborem do tego zadania...ale wszystkie twoje siostry są poza miastem, a sprawa jak widzisz jest nagląca. Mam nadzieję że wiesz co to dla ciebie oznacza...i dla naszego Domu? - kobieta na tronie uniosła lekko brew oczekując na odpowiedź córki.
- Oczywiście że wiem Matko - odpowiedziała stojąca przed schodami kobieta i spojrzała w oczy swej Matce. Obie mierzyły się wzrokiem przez kilka sekund. Siedząca na tronie w końcu skinęła lekko głową, a wtedy jej córka skłoniła się i ruszyła w stronę drzwi ukrytych gdzieś głęboko w mrokach komnaty.
- Rentharri (MOJA POSTAĆ) - zawołała siedząca na tronie za swą córką - nie tylko my chcemy dostać ja w swe ręce....spodziewaj się konkurencji - rzekła i uśmiechnęła się szyderczo.

Przed komnata Rentharri czterech strażników sposcilo głowy i wzrok w podłogę wbiło kiedy ich mijała wchodząc do środka. Wewnątrz kilku dwunastoletnich chłopców i dziewczynek zerwało się na nogi gotowych na wykonanie każdego jej rozkazu.
- Ader - spojrzała na jedno z dzieci - przekaz Tizel żeby gotowała swoich łowców, Deekar - wzrok na kolejne przeniosła - udasz się do Mistrza Ferriz i powiesz mu żeby przyszykował dwa Dridery - zamyśliła się na chwilę i na jedną z dziewczynek spojrzała - Seris ... znajdź Kapłankę Darre ... czas aby spłaciła swój dług. Niech się szykuje. Ruszamy jak tylko będę gotowa - powiedziawszy to odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę kilkunastu ogromych kufrów. Za swoimi plecami słyszała jak dzieci biegna w stronę drzwi. - Acha - powiedziała zbliżając się i otwierając jedną że skrzyń. Dzieci za jej plecami natychmist się zatrzymały.. - udajemy się na powieszchnie, więc niech pamiataja o nałożeniu run.. - machnęła ręką a jej mali posłańcy wypadli z komnaty....

Minalo już kilka godzin od jej rozmowy z Rentharri. Kobieta na pajęczym tronie wpatrywała się w resztkę jakiegoś trunku, delikatnie kręcąc pucharem. W końcu dopiła pozostałość i odstawiła kielich na poręcz tronu.
- Przekaz mej najstarszej córce aby przerwała swe zadanie i wracała do miasta jak najszybciej. Mam dla niej pilniejsze zlecienie... - urwała na chwilę - Lloth ma dla niej pilniejsze zlecenie. - dokończyła. Nikt ani nic się nie poruszyło, nikt ani nic nie wydało żądanego dźwięku...

Awatar użytkownika
Dequ
Fabri
AO St. Legionista
Posty: 43
Rejestracja: piątek, 17 lipca 2015, 21:54
Medals: 1
Lokalizacja: Szczecin
Gender:
Status:
Offline

AO Optio

Opowieść grupowa

Post autor: Dequ » wtorek, 6 lutego 2018, 15:34

- "Przepuścić mnie, natychmiast !" - krzyknął posłaniec do wartowników u drzwi komnaty króla.
- "Chyba zwariowałeś, król śpi, jest środek nocy" - tak brzmiała odpowiedź jednego ze strażników. Jednakże po chwili zorientował się, iż posłaniec posiada królewską pelerynę. Szybko zmienił zdanie i zezwolił na przejście.
W królewskiej komnacie unosiła się woń alkoholu. Na podłodze leżała spora ilość pustych butli po winie oraz gdzie nie gdzie leżało porozlewane wino.
- "Szanowny królu przepraszam, że budzę o tej porze ale...",
- "Jak śmiesz mnie budzić o tej godzinie kmiocie ?" - warknął zdenerwowany Faemer odpychając od siebie nachylonego posłańca.
- "Mam ważną wiadomość. Elficki statek z Aranelem i jego ojciem Evraninem na pokładzie nie dotarł o wyznaczonej porze do docelowego portu." - kontynuował mimo wszystko poddany.
- "To nie możliwe ! Jeszcze nigdy żaden z eflickich statków nie zaginął. Przecież ich znajomość wielu zaklęć obronnych nie pozwala by coś stało się zwłaszcza im. Poza tym na statku z tak ważnymi osobistośćiami musiał znajdować się wysokiej rangi mag z umiejetnością kontroli pogody." - odpowiedział zdziwionym głosem król.
- "Panie, chodzą plotki, że jakaś czarna magia otoczyła statek i uniemożliwiła elfom używanie zaklęć. Wiem jedynie, że polecono by kapitan Maikih wraz z załogą rozpoczęli poszukiwania statku i ewentualnych ocalonych."
Przerażony król pośpiesznie wstał z łóżka i od razu podszedł do swojego wielbionego barku.
- "Oh..Potrzeba mi czegoś mocniejszego" - rzekł pod nosem wyciągając ukrytego za barkiem Ducha Puszczy. Trunek o ogromnej mocy a zarazem cudownym smaku. Choć nie każdy go lubił. Tylko nie liczni byli w jego posiadaniu.
- "Możesz już odejść, dziękuję za informację." - polecono posłańcowi.
Król stanął przy oknie. Pełnia blasku księżyca rozświetlała jego uspokojoną trunkiem twarz. Wychylał kielich po kielichu wciąż wpatrzony w jasny punkt nieba.
W pewnym momencie na jego oczach pojawiły się łzy. Zrezygnowany władca udał się w kierunku swego łoża. Padł na nie niczym bezwładna kłoda. Nim zapadł w głęboki sen podkreślony wydatnym chrapaniem zdążył wypowiedzieć do siebie - "Co myśmy najlepszego zrobili ?"
“So comes snow after fire, and even dragons have their endings.”
- J.R.R. Tolkien (or G.R.R. Martin?)

Awatar użytkownika
Klonus
AO St. Legionista
Posty: 362
Rejestracja: środa, 3 sierpnia 2016, 21:12
Medals: 17
Lokalizacja: Bydgoszcz
Gender:
Status:
Offline

AO Optio Uczestnik zlotów IX Kohorty Mecenas IX Kohorty Brązowy Medal Igrzysk IX Kohorty

Opowieść grupowa

Post autor: Klonus » środa, 7 lutego 2018, 18:16

W karczmie Keal ułożył swego nieprzytomnego giermka na jednej z ław. Próba cucenia młodego człowieka nie przyniosła najmniejszego efektu. Tymczasem na kolejnym stole Mściciel czekał na spotkanie z przeznaczeniem. Długa rana, choć zadana w warunkach jak na walkę niezwykle schludnych, zdążyła się zapaskudzić i wymagała natychmiastowego działania. Kael zaklął szpetnie spojrzawszy jeszcze raz na chłopaka. Klęcie w ostatnich dniach wchodziło mu w nawyk.
Szybko przeszukał zakamarki baru i znalazłszy antałek jakiegoś destylatu ruszył do rannemu. Wina zauważył więcej, ale wino do dezynfekcji się nie nadawało. Pierwsze próba oczyszczenia ran poskutkowała jedynie nieludzkim wyciem rannego. Keal postanowił wstępnie "zdezynfekować go wewnętrznie". Oczywiście napojenie leżącego, zwłaszcza napojem alkoholowym nie jest proste, jednak w różnych sytuacjach życiowych szlachcic nabrał wprawy. Ostatecznie mściciel, pół w malignie od utraty krwi, pół w odurzeniu alkoholowym, po prostu zaciskał zęby i tak znosił oczyszczenie i zszycie rany. Twardy sukinsyn.
Medyk królewski zjawił się, gdy Kael przeszedł już ze ściegiem powyżej połowy rany. Nie przejął od rycerza igły, lecz zaczął od utworzenia zaklęcia wzmacniającego i leczącego.
Przeciętny człowiek rozróżnia jedynie magów (jako tych, posługujących się magią) oraz zwykłych ludzi (którzy nie mają do niej dostępu). Tymczasem wśród profesji bardziej zaprawionych w walce nie tylko z człowiekiem, ale przede wszystkim z prawami tego świata, korzystania z prostych zaklęć, choć nie było codziennością, częstokroć okazywało się niezbędnym. Mistrzowie kowalscy zaklinali runy w przedmiotach, medycy wspomagali organizm chorego swą siłą, a Kael... czasem po prostu musiał sięgnąć do bogatego doświadczenia.
- Chyba winien ci jestem życie - powiedział słabym, ochrypłym głosem mściciel, gdy rycerz szył już tuż przy obojczyku. Keal nie mógł wyjść z podziwu dla sił drzemiących w tym ciele.
- Jeszcze zdążysz się odwdzięczyć - odparł uspokajająco.
- Twój towarzysz - zachrypiał tamten wskazując głową na Dekusa.
- Spokój - syknął Kael. Nie dość, że znosił ranę, wychlał pół antałka wódki, czy co to było, to jeszcze się kimś innym w potrzebie zainteresował. Niezwykłe - Szycie rozwalisz. Chłopak przeżył sporo. Musi odpocząć.
- Silnej magii używa. Lepiej niech zluzuje, organizm długo tak nie przetrzyma.
- Co? - tym razem Kaela zamurowało.
- Sądziłeś, że czemu leży bez czucia? - w głosie mściciela nie było słychać zmęczenia. Jakby siły, mimo forsownej operacji wcale go nie opuszczały - Gdy organizm zbyt silnej magii używa, musi zregenerować się energetycznie. Są tacy, co z transu postmagicznego nigdy nie wyszli. Są tacy, co nawet w niego nie zdążyli wejść. Z resztą raz tak można zrobić, może kilka razy. Na dłuższą metę ciało jednak nie wytrzymuje. Chłopak może nie spostrzec jak już zza tej linii powrotu nie będzie.
Kael spojrzał na medyka. Ten potwierdził skinieniem tezę mściciela. Wzrok szlachcica przeniósł się na giermka. Coś ty najlepszego zrobił?
- Skoro już jesteś tak rozmowny - zaczął Keal by zmienić temat i bieg swoich myśli - powiedz jak to się stało, że mściciel z Tarpy, wierny sługa króla, rzuca się z bronią o istotę identyczną jak królewska córka?
"[...]wola naciśnie na Formę, ciało to tylko podła Materia[...]" Jacek Dukaj "Inne pieśni"

ODPOWIEDZ

Wróć do „Wolne rozmowy”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości